Moment w którym zasiadłem do recenzji Story of Seasons: Friends of Mineral Town był w pewnym sensie zatoczeniem koła w mojej karierze pisania o grach. Gra ta bowiem jest remakiem wydanego na GBA w 2003 roku Harvest Moon: Friends of Mineral Town, który jest z kolei adaptacją wydanego między 1999 a 2001 rokiem Harvest Moon Back to Nature. To właśnie opisują te gry, stworzyłem swoją pierwszą stronę internetową - na długo przed tym jak na facebooku istniały fanpage i grupy gdzie dziś prowadzi się takie dyskusje. I chociaż ja się przez ten czas zestarzałem, formuła SoS:FOMT absolutnie tego nie zrobiła, a gra jest jeszcze lepsza niż była.

Tak wyglądał oryginał 17 lat temu

Swego czasu obie wspominanie gry były bardzo popularne w Polsce, do tego stopnia, że grano w nie nawet na emulatorach, a w Poradnikach PSX Extreme pojawiały się do nich opisy. Dla wielu ludzi to seria wyjątkowa, ba, nawet Stardew Valley jest inspirowane właśnie serią Bokujou Monogatari, wydawaną do 2012 roku przez Natsume jako Harvest Moon, a potem przez XSeeD/Marvelous Europe pod zmienioną nazwą jako seria Story of Seasons.

SoS: Friends of Mineral Town jak już wspomniałem jest remakiem dwóch klasycznych części z PSX i GBA. Nasz bohater dostaje w spadku farmę po dziadku, ale aby ją zatrzymać na zawsze, musi w ciągu 3 lat rozwinąć ją i zintegrować się z mieszkańcami. Tak przynajmniej przedstawia to fabuła, bo wiem wystarczy znaleźć wybrankę serca, wziąć ślub i mieć dzieci, oraz parę zwierząt, a grę uda się po trzech latach ukończyć. Remake jednak rozszerza wiele z rzeczy które były w oryginale.

Standardowy gameplay w SoS:FOMT polega na sadzeniu warzyw, hodowli zwierząt, zaprzyjaźnieniu się z mieszkańcami (poprzez wręczanie im prezentów) i odblokowywaniem nowych możliwości. Można zdobywać EXP dla naszych narzędzi, aby były w stanie wykonać więcej pracy, np. podlać większy obszar, rozwalić większe kamienie, czy zaorać na raz większą część pola. Do tego potrzebne są też rudy i gemy, które znajdziemy w kopalni. Hodowla warzyw z początku jest głównym sposobem zarobku, ale ją też da się rozwijać - zebranie 100 warzyw każdego gatunku odblokowuje kolejne. Jeśli to co na polu to dla nas za mało, można w wiosce i okalającym ją lesie zbierać dary natury i też je sprzedawać. Lub znaleźć wędkę i łowić ryby. Gdy tylko trochę zarobimy, inwestujemy w zwierzęta, które można hodować w kurniku bądź oborze. Budowle gospodarcze jak i dom można ulepszyć i powiększyć, a to znów odblokowuje nam dostęp do nowych przedmiotów - jak maszyny do tworzenia sera czy majonezu, albo lodówka, kuchnia czy sypialnia (niezbędna do posiadania potomstwa, hehe). Żeby sypialnia nie stała pusta, trzeba znaleźć partnera - sympatię mieszkańców zyskujemy rozmawiając z nimi i dając im prezenty - każdy lubi co innego i otrzymuje inną ilość punktów przyjaźni za nasze akcje, a część mieszkańców może zostać naszymi małżonkami.

Tyle w skrócie, całość jest niesamowicie wciągająca i chociaż po Stardew Valley niektórzy mogą odczuwać brak wyzwania w formie walki z potworami w podziemiach, to i bez tego na nudę nie będzie narzekał. A jeśli potrzebujecie wyzwania, spróbujcie zebrać ukryte sekretne przeklęte narzędzia (między 0 a 255 piętrem kopalni), bądź wziąć ślub z boginią mieszkającą w wodospadzie, stworkiem Kappą który wychodzi z jeziora jedynie dla ogórków, czy w końcu szefa kuchni który pojawia się w wiosce tylko na jeden dzień w roku z okazji festynu gotowania…

Wszystko co było i jeszcze więcej


SOS:FOMT na szczęście wprowadza nieco zmian względem obu oryginałów, nie tylko w aspekcie graficznym.
Zmiana którą widzimy już na początku, to możliwość zagrania chłopakiem i dziewczyną. Oryginały miały co prawda tę opcję, ale były to osobne gry - tutaj mamy wszystko w jednej i do tego mamy do wyboru dwie postacie z każdej płci. Świetna zmiana. Dwóch nowych głównych bohaterów (którzy nie wpływają na fabułę) to nie wszystko, bowiem dochodzą też dwie nowe postaci NPC w samej grze - ekofanatyczka Jennifer oraz małomówny artysta Brandon (można z nimi brać ślub). Nie tylko każda z nowych postaci dostała swoje wydarzenia, ale każdy już istniejący bohater dostał nowe scenki - teraz praktycznie na każdym poziomie romansowania otrzymamy scenkę która pozwoli nam zdobyć bonusowe punkty przyjaźni i miłości (kolejno szare, fioletowe, niebieskie, zielone, żółte, pomarańczowe i czerwone serca). Doszła też opcja wejścia w związek za pomocą rzadkiego kwiatu, która nie oznacza jeszcze, że z daną osobą bierzemy ślub (oświadczamy się w serii niebieskim piórem), ale pogłębia relację, ot takie nasze polskie "chodzenie ze sobą". Jakby tego było mało, można teraz podrywać osoby tej samej płci. W japońskiej wersji nazwali takiego kogoś "bliskim przyjacielem", ale angielscy tłumacze nazwali to prosto z mostu "małżeństwem". Niektórym może się to nie spodobać - mnie szczerze nie odrzuciło, większość scenek i tak jest napisana tak, że występują w niej jakiś facet i dziewczyna, aby jedna scenka pasowała do każdej wybranej przez nas płci bohatera. Zawsze więc i tak byłaby to jedna postać męska i żeńska (najczęściej to bohaterowie którzy biorą ślub po nas), więc twórcy jedynie pominęli blokowanie przeciwnej do naszego bohatera płci w grze. Nie jest to nachalne, w grze nie ma też tematów dla dorosłych, więc nie uważam tego za jakieś poruszanie tabu.

W samym gameplayu na farmie który może wydawać się nie zmieniony, jest jednak sporo zmian na plus. Po pierwsze, postać może już przechodzić przez grządki, zniknął więc problem sadzenia roślin tak, żeby dało się do nich podejść (kiedyś zawsze w środku zostawało jedno warzywo jeśli roślina odrośnie). Teraz już nic nas nie blokuje i nie ma niewidzialnych ścian na grządkach.
Po drugie, nie trzeba już budować zagród dla zwierząt i z trudem je tam przepychać. Twórcy postawili przed oborą i kurnikiem dzwonek, dzięki któremu zwierzęta same wychodzą na dwór i same z niego wracają o 20:00 i nie musimy się tym martwić. W oryginale takie wyprowadzanie mogło zająć cały dzień i jeśli miało kolejnego dnia padać, to mogło nie udać się znów wprowadzić zwierząt do ich domów.
Plecak został powiększony. Na narzędzia co prawda jest tyle samo miejsc, ale na przedmioty nie dość, że dostajemy maksymalnie 30 zamiast 9 miejsc, to jeszcze w każdym slocie plecaka można mieć 9 rzeczy zamiast jednej. To znacznie zwiększa nasze możliwości i ułatwia grę. Do tego można masowo z menu wrzucać przedmioty na sprzedaż, czy też nawet jeść od razu po kilka sztuk prowiantu gdy opadniemy z sił. Wiemy kiedy to się stanie, bowiem zmęczenie widzimy teraz na ekranie w lewym górnym rogu.

Pojawiły się też nowe zwierzęta - alpaki i króliki angorskie. Oba rodzaje zwierząt dają futro, pierwsze mieszkają jednak w oborze a drugie w kurniku. Poza tym, kosmetycznie pojawiły się krowa truskawkowa i czekoladowa, które… dają smakowe mleko. Jest niewiele więcej warte, więc to raczej ciekawostka. Brązowe kury to z kolei w ogóle jedynie kwestia wyglądu i dają te same jajka. Przerobiono całkowicie zdobywanie przyjaźni u zwierząt - kupione zwierze może mieć maksymalnie 5 serc i dopiero rozmnażając je odblokowujemy jedno dodatkowe - żeby więc zdobyć wszystkie 10 trzeba się pobawić przez ponad rok gry w rozmnażanie, dopiero wtedy dostaniemy lepszej jakości produkty spożywcze. To ciekawe urozmaicenie i wyzwanie. Trudniej przez to jest co prawda utrzymać konia, bo w przeciwieństwie do oryginału nie mamy roku (120 dni) na jego wychowanie a raptem 90 dni, co wymaga więcej wysiłku niż w oryginale. Pojawiły się też nowe zwierzątka domowe jak koty czy pingwin - na start nie mamy teraz żadnego towarzysza, a zakup możliwy jest tylko… gdy rozkochamy w sobie chociaż trochę boginię z wodospadu.
Są też nowe rośliny które pojawiły się w sezonie jesiennym. Zmieniono też ceny kupna i sprzedaży zbiorów, więc jesienny sezon na słodkie ziemniaki już nie jest tak opłacalny jak kiedyś. Doszła też możliwość zasadzenia drzew (winogrona, jabłka i pomarańcze) które dają owoce przez dwie wybrane pory roku, ale ich limit to 5 (rosną po lewej stronie farmy).
W kopalniach pojawiły się nowe rodzaje minerałów (rubiny, topazy, agaty) które poza wartością sprzedażową nie wprowadzają nic do gry. Same kopalnie na niektórych piętrach mocno zyskały na rozmiarze i przejście ich bez sztuczki z zapisywaniem na każdym piętrze, szukaniem zejścia w dół, wczytaniem gry i wykopaniem tylko tego jednego pola - wydaje się awykonalne. Z drugiej strony, w grze pojawia się pierwszy raz winda co 50 pięter, ale tą trzeba odblokować przyjaźniąc się z wodospadową boginią (i to naprawdę, naprawdę mocno). Zanim dotrzecie do 255 piętra trochę czasu minie (zwłaszcza w kopalni dostępnej tylko w zimie).
W mieście pojawiła się też nowa lokacja ale jest to tylko mała polana między farmą Barleya i Kliniką - po prostu udostępniono miejsce w którym nic wcześniej nie było i od którego odgradzał nas żywopłot. Ewentualnie do nowej lokacji można zaliczyć namiot Jennifer.

Parę rzeczy na minus


Cóż, twórcy nie byliby sobą gdyby czegoś nie zepsuli próbując to ulepszyć. Główny mój zarzut to design postaci - niektóre z nich zrobiły się teraz dziwne i groteskowe. Burmistrz miasta dostał teraz czapkę równie wielką jak on, pastor stał się parodią księdza, a wszyscy kandydaci do podrywania stali się bardziej delikatni w rysach. Najbardziej ucierpiała na tym Karen która z ostrej dziewczyny lubiącej popić zmieniła się w delikatną hipiskę. To jednak kwestia jedynie avatarów przy polach z dialogami.
Druga wkurzająca rzecz, to roślinki w mieście i lesie - w oryginale odrastały codziennie w tych samych miejscach, teraz zdają się odrastać losowo co kilka dni i nigdy wszystkie na raz, a niektóre rośliny nie dają się zerwać gdyż są tylko ozdobą, mimo to, mają rozmiar przedmiotów które możemy podnosić, co jest mylące.
Ostatni problem z jakim miałem do czynienia, to wyświetlanie tekstów. W japońskich grach bez voiceoveru zazwyczaj każda literka wydaje jakiś dźwięk pikania - w SoS:FOMT taki dźwięk dostała jednak tylko każda nowa linijka tekstu co brzmi dziwnie. Do tego dialogi są dziwnie skracane - gdy "anulujemy" wyświetlanie to dialog po prostu znika, a gdy przytrzymamy przycisk akcji aby je przyspieszyć, potrafią się same zamknąć z ostatnią literą. Nie przesuwają się też płynnie gdy wchodzi nowa linia, więc jeśli mamy trzy krótkie linijki tekstu lub co gorsza pustą linijkę, tekst w tej pierwszej znika zanim go przeczytamy. Oglądając telewizję z kolei, przycisk anulowania… nie robi nic. Aby wyjść z menu kanałów, trzeba zawsze strzałkami lub gałką przewinąć na ostatnia pozycję co jest dziwne, bo w innych menu przycisk anulowania ładnie je zamyka. Na tle całej gry to jednak w sumie kosmetyka.
W grze zostało też kilka bardzo trudnych zadań dla najwytrwalszych graczy, jak np. przejście MILIONA kroków mając w plecaku ich licznik, co powinno zająć jakieś... 65 godzin bezustannego chodzenia. Ze scenkami, rozmowami, używaniem narzędzi itd. wyjdzie spokojnie drugie tyle, żeby odblokować jedną ze "znajdziek".
Słabo wypadają też deszczowe dni, gdyż dźwięk kropli jest tak cichy, że niemal niesłyszalny, przez co w deszczowe dni gra się jakby głośniki w konsoli wysiały. Zarówno w wersji na PSX jak i GBA nie było tego problemu.

Nostalgia pełną gębą



SoS:FOMT jest więc bardzo bajkową (chociaż dla niektórych może być zbyt dziecinne) i ładnie wyglądającą grą. Nie obraziłbym się, gdyby wyszła też na Xboxa One i PlayStation 4 (na PC wyjdzie, więc nadzieja jest). Muzycznie nie jest może wybitnie wspaniale, ale fani oryginałów ucieszą się z nowych aranżacji starych kawałków i nóżka sama zacznie podskakiwać. Każda pora roku dostała jeszcze drugi alternatywny utwór, jest więc znacznie mniej monotonnie niż w oryginale.
Gra jednak świetnie oddaje ducha oryginału i jest chyba najlepszą dostępną obecnie wersją gier z serii Bokujou Monogatari, których akcja toczy się w Mineral Town. Kilka niewielkich poprawek w sferze wyświetlania tekstów i menu telewizora, czy też ułatwienie tych ekstremalnie trudnych zadań i byłoby perfekcyjnie. Zwłaszcza, że już nawet na Switchu gra działa niezwykle wydajnie i mimo podziału miasta na sekcje nie ma tutaj żadnego wczytywania (ekran się wyczernia i od razu rozjaśnia), gra chodzi stabilnie, a jedyne spowolnienie to wyświetlanie podglądu 3D naszej farmy z lotu ptaka, co nie przeszkadza. Dodanie możliwości zapisu w dowolnym momencie to też świetny ruch, bo chociaż Switcha można uśpić w dowolnym momencie, to czasem lepiej zapisać grę przed jakimś wydarzeniem i nawet je powtórzyć, niż potem próbować grać całkowicie od zera.
Może to nie Animal Crossing ze swoim specyficznym craftingiem przedmiotów, ale gra też potrafi wciągnąć jak bagno nawet weteranów serii, którzy mogą odkryć ją na nowo dzięki niektórym zmianom. Dla mnie to był piękna, sentymentalna wycieczka o aż osiemnaście lat wstecz i dzięki paru ulepszeniom nie poczułem wcale monotonii i cieszyłem się, że tytuł który znam niemal na pamięć miał jednak wiele nowego do zaoferowania. Każdy fan serii Harvest Moon, Stardew Valley czy Story of Seasons powinien zagrać w tą grę. Ja tymczasem wracam do mojego Switcha, bo nie nakarmiłem jeszcze kur...

Za grę do recenzji dziękuję firmie Marvelous Europe.

Podsumowanie

Gra
  • nowe zwierzątka, rośliny, postaci, eventy, przedmioty
  • zapis gry w dowolnym momencie
  • nic nie wycięto z oryginału
  • brak loadingów
Nie gra
  • nowe avatary kilku postaci są zbyt karykaturalne
  • zostawienie niektórych do przesady trudnych zadań jak zrobienie miliona kroków
  • przyspieszanie dialogów działa... dziwnie
  • w trakcie deszczu jest niemal idealna cisza
Artyzm
Dźwięk
Gameplay
Fabuła
Werdykt: 4.5/5
"Jedna z najlepszych"
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star
go-stargo-stargo-stargo-stargo-star

To jest Story of Seasons na jakie czekaliście i na jakie zasługujecie.